Pomadki i tusze do rzęs – te dwie rzeczy mogłabym w swojej kolorówce kolekcjonować. Wygrywa jednak zdrowy rozsądek, dzięki któremy nie muszę mieć osobnej szuflady na zapas maskar. ;) Co nie oznacza, że mimo iż trafię na tusz idealny (dla mnie jest to MISSHA 4D Mascara), nie lubię próbować nowych rzeczy.
Tusz do rzęs Perfect Eyes Long Kinny Tony Moly kliknęłam przez przypadek i nie ukrywam, po otwarciu paczki byłam lekko rozczarowana. Szczoteczka bowiem do złudzenia przypomina tusz od Avon. Co jednak wyszło z mojej pomyłki, dowiecie się w dalszej części postu.
Perfect Eyes Long Kinny perfekcyjnie rozdziela rzęsy dzięki swoim rozmiarom – średnica szczoteczki to 2 mm. Wszystie rzęsy są nie tylko idealnie rozdzielone – przede wszystkim równomiernie pokryte tuszem. Dodatkowo podkręca rzęsy, a efekt utrzymuje się przez cały dzień. Jest co prawda odporny na pot, ale wbrew pozorom łatwo zmywa się letnią wodą.
Taki opis możemy znaleźć na stronie producenta. A jak ma się on do rzeczywistości?
Dzięki swoim małym włoskim szczoteczka pięknie rozdziela wszystkie rzęsy, nie sklejając ich ze sobą. Rzęsy rzeczywiście są podkręcone. Po nałożeniu tuszu (w moim przypadu) uzyskuję bardzo ładny, delikatny, naturalny efekt. W czasie używania tego tuszu ani razu na rzęsach nie zostały mi grudki, na powiekach nie miałam odbić. Jest odporny na deszcz i łzy, ale bez problemów zmywa się przy użyciu clean it zero czy płynu micelarnego.
Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to wrażenie, że w miarę upływu czasu tusz znika mi z rzęs. I to jedyna rzecz, jaką mogę mu zarzucić.