Jak wiecie, od dłuższego czasu szukam balsamu do ust, który spełniałby moje oczekiwania. A nie są one specjalnie wygórowane – balsam ma nawilżać usta, zabezpieczać je przed pierzchnięciem i dbać w zimowe dni. Niby nic trudnego, jednak moje usta są bardzo grymaśne i tak naprawdę nie pasuje im nic, co mogę znaleźć na lokalnym rynku. Czy Himalaya Nourishing Lip Balm sprostała temu zadaniu?
Na opakowaniu możemy przeczytać, że jest to odżywczy balsam do ust, który dzięki zawartości wysokiej jakości, naturalnych składników zapewni naszym ustom długotrwała ochronę i głębokie nawilżenie. Olejek z kiełków pszenicy, bogate źródło witaminy E, odżywi i wygładzi usta. Natomiast olejek z nasion marchwi zapewni im ochronę przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych.
skład:
Ricinus Communis Seed Oil, Cocos Nucifera Oil, Cera Alba, Hydrogenated Castor Oil, Theobroma Cacao Seed Butter, Stearyl Behenate, Coco-Caprylate, Aroma, Wrightia Tinctoria Leaf Oil, Daucus Carota Sativa Seed Oil, Triticum Vulgare Germ Oil, Tocopherol, Benzyl Alcohol, Eugenol, Geraniol
Balsam do ust dostajemy w tradycyjnym opakowaniu. Mimo, że w całości wykonane jest z plastiku, przetrwało noszenie w kieszeni torebki. Na szczęści nic nie pękło.
Sam produkt to biały sztyft, delikatnie pachnący. Czym? Niestety ciężko mi określić do czego jest zbliżony, niemniej nie jest dla mnie jakoś specjalnie uciążliwy. Balsam generalnie rozprowadza się bez problemu. Ciężej jest, kiedy jesteśmy na dworze przy ujemnej temperaturze.
Na początku używania Himalaya Nourishing Lip Balm rzeczywiście spisywał się tak, jak obiecuje producent. Usta były nawilżone, czuć było, że balsam coś robi. Niestety z czasem sprawa uległa pogorszeniu a mogę nawet powiedzieć, że przyspiesza on pierzchnięcie moich ust. Warstwę produktu da się wyczuć – tak, jakbym nałożyła na usta folię.
Zaczęło się miło, ale niestety teraz używanie tego produktu nie należy do przyjemności. Jestem bardzo na nie (kolejnym zresztą produktem ej marki) i z pewnością nie kupię go ponownie.