Tuszy do rzęs nigdy dość. Całkiem sporo ich już wypróbowałam, a i tak chętnie sięgam po nowe.
W dzisiejszym wpisie Dolly Wink Black Mascara w wersji Volume japońskiej marki KOJI.
Maskarę dostajemy zapakowaną jak na powyższym zdjęciu. Mamy przynajmniej pewność, że nikt jej nie otwierał. ;)
Do wyboru są dwie wersje – dodająca objętości oraz wydłużająca. Mój wybór padł na tę pierwszą.
Opakowanie tuszu dobrze leży w dłoni, szczoteczka bez problemów wychodzi ze środka. Zazwyczaj z nowo otwartymi tuszami jest jeden zasadniczy problem. Są mokre, robią plamy i generalnie potrzebują chwili żeby „dojść”. Na szczęście w przypadku Dolly Wink Black Mascara tego nie ma. A przynajmiej ze swoim egzemplarzem nie miałam takiego problemu. Tusz miał opowiednią konsystencję od początku.
Jak widzicie na zdjęciu, włoski są umiejscowione na przeciwnych stronach patyczka. Dodatkowo na jego końcu znajduje się mała spiralka, dzięki której możemy pomalować nawet najmniejsze rzęsy. Mimo że na szczoteczkę nabiera się zawsze odpowiednia ilość tuszu, to ta końcówka zawsze jest nim tak oblepiona, że nie sposób jej używać. Pomysł dobry, ale…
A jak z wytrzymałością? Powiedziałabym, że Dolly Wink Black Mascara Volume jest nie do zdarcia. Wytrzymuje łzy, deszcz, śnieg. Tylko z późnymi powrotami z imprez sobie nie radzi. ;) Efekt pandy po przespanej z nim nocy gwarantowany.
Tusz do rzęs szybko wysycha. Może nie dodaje mega objętości, ale efekt do codziennego makijażu jest zadowalający.
Mimo swojej wytrzymałości (raz sprawdzałam go przez ponad 11 godzin), łatwo zmywa się płynem micelarnym, olejkiem czy balsamem do demakijażu.
Co równie ważne – nie podrażnia oczu. Noszę soczewki, gdyby coś było nie tak, kosmetyk od razu wylądowałby w koszu.